Rozumiem, że jakość Twojego Życia Ci nie odpowiada. Nie odpowiada Ci, że ludzie to złodzieje, że mamy taki a nie inny układ polityczny, socjalny i ekonomiczny, źle się czujesz wśród ludzi, którzy plotkują na Twój temat i... tak mogłabym wymieniać jeszcze kilka chwil. Nie widzę jednak sensu by to robić.
Piszę o tym bo zastanawia mnie pewien mechanizm, niesłychanie powszedni, lecz zakamuflowany. Nie lubisz tego co masz, źle Ci z tym kim jesteś - rozumiem to - świat nie jest idealny, człowiek także nie, więc czasem może nas ta nieidealność męczyć... To czego jednak nie mogę pojąć to fakt, że Ty tak sfrustrowany i tak zniesmaczona jesteś częścią tej machiny, stajesz się jej pionkiem. Co więcej! Uczysz swoje potomstwo, że musi się stać się częścią tejże machiny! A to już jest bluźnierstwo... Skazywać własne potomstwo na zniewolenie, ubezwłasowolnienie i gorycz życia.
Jesteś świadomym uczestnikiem życia, ale żyjesz nieświadomie. Uciekasz przed własnym życiem plotkując o innych. Unikasz odpowiedzialności za własną kondycję mentalną bo łatwiej Ci krytykować bezmyślność innych.
W czym więc różnisz się od tego świata, którego jesteś pionkiem i którego tak strasznie nienawidzisz, ale do którego chcesz na siłę wepchnąć własne dzieci?
Tsunami...
Haiti...
Południe Polski...
Co się dzieje?
Ludzie umierają, giną, bez własnej woli, chęci, bez samobójczych skłonności... Ale są pozbawiani życia! Buntujesz się! Oglądasz newsy w telewizji, zmieniasz kanały i oglądasz te same zdjęcia po kilkakroć żeby nasycić swoje pożądanie rozpaczy. Rozpaczy, która zagłuszy Twoją osobistą rozpacz. Rozpacz ukazującą brak życia od dawna, brak sensu, brak miłości...
Pytasz wtedy DLACZEGO?
Dopóki Ciebie tragedia nie dotyczy - pytasz jedynie DLACZEGO i karmisz się katastroficznymi relacjami w telewizji. Czujesz się jako tako bezpiecznie. Mimo to obarczasz Boga, Stwórcę, Jahwe, Buddę, Kogokolwiek za te katastrofy. OBWINIASZ Kogoś nad kim nie masz kontroli, kogo nie widzisz bo na siłę jesteś ślepy. OBWINIASZ bo nie zdajesz sobie sprawy z własnej głupoty...
Najgorzej gdy katastrofa dopada Ciebie - niech to na przykład będzie złamany paznokieć, a Ty jesteś kobietą i dziś wieczorem masz randkę. Jesteś gotowa wówczas popełnić czyn głupi, nieodwracalny bo tego właśnie dnia tak wielkie okrucieństwo Ciebie dopadło. Znowu winisz świat cały za to "co się stało". A oprócz obwiniania nie robisz nic...
Dopóki masz co jeść, pić, masz powody by cieszyć się wschodzącym słońcem - nie zauważasz jak wiele dobra każdego dnia Ciebie spotyka. Nie zwracasz na nie uwagi. Dopóki masz u swego boku, lub gdzieś w przestworzach kogoś kogo kochasz, dopóki wiesz, że Ty jesteś darzony miłością - żyjesz jakby nigdy nic, wciąż nie dopuszczając do siebie myśli, jak wielkim jesteś szczęściarzem. Tak długo jak Twoimi głównymi problemami są: marka auta, jego wyposażenie, utrudniony dostęp do ulubionego filmu lub ograniczone możliwości finansowe by wyruszyć w podróż dookoła świata - nawet nie zdajesz sobie sprawy jak błogosławionym jesteś człowiekiem.
Kiedy jednak Twoja kobieta odchodzi, Ty tracisz oddech w wyniku zawału serca, albo gdy ktoś zgwałcił Twoją córkę, Ty zaś widzisz jak Twój dom stoi w płomieniach - zaczynasz zadawać pytania... A właściwie tylko jedno pytanie - DLACZEGO? DLACZEGO MNIE TO SPOTKAŁO?
Jak inaczej nauczyć Ciebie, że jesteś najszczęśliwszym człowiekiem na świecie? Jak pokazać Ci, że masz dokładnie to czego potrzebujesz by miłować, być miłowanym, by dzielić się swoim szczęściem z drugim człowiekiem? Jak Ci ukazać Ciebie samego w sercu wypełnionym miłością, jeśli Ty to odrzucasz, twierdząc, że Ci miłości nie potrzeba, bo masz już wszystko? Jak Ciebie przekonać, że to co najważniejsze dla Ciebie - Tobie wymyka się spod kontroli bo Ty sam - nie kto inny, tylko Ty sam (więc nikogo nie masz prawa winić) - odrzucasz na później to co jest istotą i sensem Twojego życia?
Sam nauczyłeś swojego Boga, Stwórcę, Jahwe, każdego Innego pedagogiki człowieczej.... Otrzymałeś wszystko i niczego nie dostrzegłeś.
Otrzymałeś wszystko ale niczego wciąż nie widzisz.
Dopiero gdy ktoś Ciebie tego pozbawi, a Ty zaczynasz czuć brak - zaczynasz wojować, buntować się, zadajesz wtedy pytania.
Jeśli to tylko skradziony samochód lub podpalony dom - to znaczy, że masz kolejną szansę. Jasny komunikat - choć Ty i tak najczęściej nie chcesz tej nauki dostrzec.
Jeśli jednak to gwałt na Twoim dziecku i śmierć kogoś bliskiego - nie masz już szansy zadbania o to co było. Bo jeśli dostajesz szansę jedną, drugą, trzecią by pokochać siebie i swoje życie, a Ty wciąż niczego nie chcesz się nauczyć, wciąż miłość odrzucasz na koniec kolejki - odebrane Ci zostanie to o co nie dbasz. Odebrane, bo nie dbasz.