12 lutego 2010

Jasna noc

Wczoraj uczyniłam coś kontrowersyjnego. Uczyniłam to świadomie.
Czułam lekki powiew emocji, który kazał się zatrzymać i zadać pytanie - czy oby na pewno powinnam to zrobić...
Popełniłam także mały wywód logiczny i on zrównoważył emocje.
Dlatego ostatecznie uczyniłam to co uczynić chciałam.

Mój krok - jak w domino spowodował krok Twój- negację, ucieczkę, strach, zaniepokojenie, zastanowienie, uśmiech, poczucie wygranej, świadomość bycia u mety.... Można tak wymieniać bez końca. Niezależnie od wszystkiego - mój ruch wywołał kolejny ruch.
Tak jak dziś. Dziś podejmuję decyzję o nie wykonaniu ruchu, nie postawieniu kroku i mam absolutną pewność, że taki stan także spowoduje czyjeś reakcje.

Mogłam dokonać oceny: "jestem słaba, nie umiem powstrzymać na wodzy emocji."
Nie zrobiłam tego!
Po jasną cholerę mam dokonywać samosądu!
Sto innych osób, bojących się "robić" własne życie osądzi mnie na 1000 różnych sposobów. Człowiek jest mistrzem w osądzaniu...
Zatem nie poczyniłam tego obraźliwego aktu i poszłam w innym kierunku, mianowicie wydumałam sobie, że skoro Ty - homo sapiens sapiens jesteś dany mi po to by mnie stymulować (co w domyśle oznacza umacniać, kochać, uczyć miłości, akceptacji, bla bla bla) to znaczy, że ja dla Ciebie jestem tym samym homo sapiens sapiens. I cokolwiek uczynię w swojej doskonałości lub niedoskonałości - ma to wpływ na Ciebie i w Tobie wykreuje reakcję.
Gdy się przyjrzałam temu bardziej dogłębnie zaskoczyła mnie myśl, której nie poparłam badaniami - moje wszelkie dywagacje pojawiają się najczęściej jasną nocą przed snem, a nie w jakimś labie - to właśnie ludzka bezradość i bezsilność stymulują do reagowania.

Kiedy ludzką niedoskonałość zaczynam traktować jak dar, na który czeka zgłodniały, wierny pies - mam wrażenie, że zbliżam się do istoty miłości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz