28 października 2009

Marzenia

A ja mam ochotę być ponad.
Mam ochotę wzbić się w sobie ponad sobą.
Mam pragnienie wzbić się tak by ani chwili lotu nie utracić.

Każdy z nas ma swoją prawdę, swoją drogę, marzenia, plany, sposób myślenia. Na każdego wpływa co innego i każdy z nas innym czynnikom podlega. Dla jednego ważna jest tradycja, dla innego wiedza, gdzieś indziej jawi się nauka, a czasem pojawia się wrażliwość. I tak mając w sobie społeczną i wewnętrzną wielobarwność spotykamy się i mijamy. Czasem zostajemy w sobie, dla siebie na zawsze, a czasem spełniamy swoją funkcję by iść dalej. Każdy dostaje swoją naukę, uczniem będąc i nauczycielem.

Taki jest nasz świat. Różnobarwność sprawia, że jesteśmy nią zachwyceni, czujemy się bezpieczni - bo każdy tak jak my, jest odmienny, co rzecz jasna nas łączy. Ulegamy ponętności zakazanych owoców, które co krok pojawiają się na naszych ścieżkach. Ta sama wielorakość daje jednak poczucie osamotnienia, bo skoro każdy jest różny - nikt nigdy z drugim człowiekiem pełni nie doświadczy. Wszelkie wewnętrzne pragnienia nazwane słowami bliskimi jednej osobie mogą stać się czymś zupełnie innym w uszach drugiego człowieka.

A ja pragnę pełni. Pragnę pełni niezależnej, ponadczasowej, takiej gdy trudne doświadczenie nie staje się klątwą, a jedynie zadaniem. Zadaniem które wykonując przekraczam samą siebie.

27 października 2009

Arc-en-ciel - z Cyklu "ciało"

Łąka.
Niebo. Wielobarwne niebo. Niebo, które tańczy. Niebo w barwach licznych. Niebo - tęcza. Niebo - słońce. Niebo - deszcz. Niebo. Niebo nad Tobą.
Baldachim. Baldachim śnieżnobiały. Koronkowy. Prześwituje baldachim. Podpatrujesz. Oczywiście podpatrujesz. Niebo w barwach tęczy.
Leżycie pod baldachimem. Oczy zamknięte, może zmrużone. Leżycie nadzy.
Biedronka.
Biedronka przycupnęła na skrawku piersi Twojej kochanki. Zastygła chwilę w bezruchu. Kochanka spokojnie oddycha. Jej piersi raz wznoszą się ku Tobie, raz opadają. Spokojnie. Biedronka zaczyna kroczyć. Po jej ciele kroczy.
Dokąd ma iść?
Sutki, szyja, biodro, brzuch, pępek, łono, wargi, stop! Tam biedronka nie wejdzie. Wznosi się. Widzisz ją. Wciąż obserwowałeś jak upajała się ciałem Twojej kochanki.
Twój brzuch. Czemu one wciąż lądują na brzuchu?!? Chwila konsternacji. Widzisz ją więc ją czujesz. Milczysz.
Biedronka idzie. Kroczy w dół Twego ciała. Gąszcz włosów ją powstrzymuje. Przystaje czasem, a czasem podnieca ją ciekawość. Zapach. Świat tęczowy.
Uleciała! Czuła, że to ponad siły. Twoje.
Coś się stało. Co - nie wiesz. Nie pytasz. Ona ma oczy zamknięte. Uśmiech na twarzy jej lśni jak diament. Ustami swymi łagodnie przesuwasz się po jej ciele. W dół i górę. W dół i górę. Muskasz ją sobą. Unosisz się nad nią w płomieniach pożądania i spokojnie, czule w nią wchodzisz. Przenikasz tę błogość, której biedronka dotknąć nie chciała. Jest tylko Twoją. Posuwistym ruchem zdobywasz ją słysząc jak i ona pragnie Ciebie. Mocno. Mocniej. Słyszysz już jedynie świat w sobie. Oddechy. Pragnienia. Pożądania.
Żałujesz, że nim nie jesteś. Słyszysz swoje ciało. Widzisz jak się budzi. Budzi się marząc o kochance z tęczowej krainy. Szybko. Głośniej. W pełni. .... już ..... już.... krzyk....









cisza









opadasz na jej piersi


wtulasz się w bezkres namiętnego ciepła



już

19 października 2009

Nowy czas nastał

Było świata powstanie
Było jego tworzenie
Był i świt
I noc była
Wszystko już za nami

Zamknij drzwi
Okraś przyszłość sobą
Rozmiłuj istnienie
I kochaj
Kochaj bez końca

Czas nowy nastał

18 października 2009

Ziarno - z Cyklu "ciało"

Sen. Szum. Szemranie. Szelest.
Leży.
Ziarnko piasku.
Małe, niewidoczne gołym okiem, zagubione gdzieś przy biorze. Jak wydmy - biodra otulają ziarenko piasku. A ono raz tu, raz tam, przemieszcza się wraz z podmuchem wiatru.
Sen.
Spokojna śni.
Ziarno pływa.
Nie czuć go wcale.
Naga.
Zamknięte oczy.
Szum fal otula sobą tak niezwykle, że tak właśnie pragnie zostać. Zamknięte wciąż oczy i szum fal. Ziarno opływa jej brzuch, biodra, zatrzymuje się gdzieś... Gdzie?
Zamknięte oczy, dłoń wędruje zgodnie z linią ciała. Ziarna piasku przypruszyły ciało. Przybyły z wiatrem. Zakryta nagość. Dłoń ją odsłania.
Jesteś nieopodal. Widzisz.
Ziarna piasku tańczą między biodrami i piersiami. Dłoń od czasu do czasu strąca ziarna piasku. Nie wiesz gdzie jest pierwsze ziarenko. Nie znajdziesz już go. Bo jak? Ono takie małe. Nie widać go. Teraz tak wiele ziaren. Widzisz je. Widzisz. Bo jesteś. Jesteś przecież. Już jesteś...
Ziarna tańczą.
Ciało.
Otwarte.
Zaproszenie.

Lód - z Cyklu "ciało"

Gorący lód pali. Zanurza się wolno. Zanurza się coraz bardziej.
STOP!
Tak nie można! Ciało świątynią jest! Nie jest obiektem!
Ciało jest pięknem, wytworem artysty, darem, pragnieniem.
Uszanujmy ciało...

Drobna bryła lodu leży nieruchomo. Odbija się w niej blask świeczki. Jest półmrok. Czasem jaśnieje, czasem ciemnieje. Gdy oddychasz mocniej czuć falowanie płomieni. Lód leży. Maleje. Z chwili na chwilę tworzą się pojedyńcze krople niczym poranna rosa. Krople spływają po wargach. A Ty patrzysz. Krople oplatają wargi. Zimno i gorąco. Skrępowana zaczyna się wić w sobie.

Bryła lodu maleje.
Krople przenikają do wewnątrz.
Wpatrujesz się w krople.
Oddychasz.
Oddycha.
Wargi drętwe od zimna, rozpalone od chwili.
Nieustanne oczekiwanie.

Powoli zbliżasz sie ustami do bryły lodu. Czujesz ją. Obejmujesz ustami i delikatnie prowadzisz po jej ciele. Bryła się topi. Topi się. I... Już jej nie ma. Są krople rosy. Każdą delikatnie wyczuwasz i obejmujesz ustami. Każdą pochłaniasz z największą czułością. Ona się wije. Zbierasz kroplę za kroplą. Z jej ust. Z jej wnętrza. Z jej piękna. Szaleje. Zachłannie ogrzewasz ją. Kroplę. Ostatnią kroplę.

Stało się.

17 października 2009

Bursztyn - z Cyklu "ciało"

Odchyliła głowę lekko na bok by odgarnąć włosy. Przeszkadzały jej nieco. Z oddali widać było błyszczący wisior na jej szyi.
Piekny, błyszczący bursztyn. Ciepło biło zeń tak mocno, że przykuwał uwagę przechodniów. Kelner obsługujący kobietę z bursztynem nie mógł od niego oderwać oczu. Rozlał kawę, potknął się o krzesło kobiety. Ten bursztyn, tak okrągły, tak idealny kształtem osadzony w dołeczku jej szyi zciągał jego wszelką koncentrację.
Nie stało się nic. Kawa rozlana stała się powodem do kilku chwil rozmowy, spojrzeń delikatnych i deseru na koszt firmy. Spontaniczna rozmowa dodająca chwili esensji, wyrazistości. Ona i tak była daleko.
Bursztyn błyszczał, a ona zamyślona z lekko odchyloną głową siedziała nad deserem i spoglądała nieobecnym spojrzeniem przed siebie. Twarze. Ruch ludzkich ciał. Wonność serwowanych dań. Wszystko co otaczało ją afirmawała gdzieś w głąb. Słyszała stukot talerzy, sztućców, oddechy panów zapatrzonych w swoje partnerki. Była w środku tego świata, a nie była w nim jednocześnie.
Bursztyn.
Kelner nie mógł się powstrzymać. Spytał skąd go ma. Zbliżył się do niej, zniżył głowę by przyjżeć się bursztynowi. Zbliżył twarz do jej szyi. Oglądał dokładnie. Nagle! Nagle swoją dłonią dotknął wisior i wpatrywał się w niego z zachwytem. Jego dłoń niemal muskała jej szyję. Czuła jego oddech i spojrzenie na sobie. Czuła ciepło jakie emanowało z jego dotyku.
Wpatrujesz się w nią. Widzisz powab skóry. Delikatnej, niczym nie splamionej skóry, której jedwab spływa w secesyjnym kształcie wprost po dojrzałej sylwetce. Nie unikasz jej spojrzeniem. Łakniesz jej. Pragniesz spojrzeć z bliska na bursztyn, jak ten kelner. Chcesz nim być.
Odgarnia włosy. Spływają po jej ciele odkrywając bursztyn co błyszczy na jej szyi. Wpatrujesz się weń. Pulsujesz. Krew Twoja płynie szybciej. Oddychasz! Szybko! Biegniesz! Pragniesz! Usiłujesz się powstrzymać! Nie!! Nie potrafisz! Już?! JUŻ!!
Nie zaprosiłeś jej.
Nie mogłeś.

16 października 2009

Motyl - z Cyklu "ciało"

Jest.
Skąd?
Nieważne.
Jest!
Spódnica lekko odchylona odkryła kolano. Motyl. Na kolanie usiadł motyl. Paź Królowej. Czy ja jestem Królową?
Siedzi. Czasem muska kolano skrzydełkami. Trzepot skrzydeł wprawia ciało w delikatny zachwyt. Wpatruję się w niego. Jego barwne skrzydła ujmują swym powabem. Smukłe. Delikatne. Byle wiatr, silny dotyk, a motyl zanika.
Muska. Muska swoim pięknem. Muska swoim dotykiem. Trzepotanie jego skrzydełek wprawia całe ciało w odrętwienie.
Oczy. Głęboko zapatrzone oczy dosięgają beztroski i zachwytu.
Twoja dłoń opada spokojnym gestem by zbliżyć się do motyla. Suną palce po spódnicy zbliżając się do nagiego kolana. Oddech jakby intensywniejszy. Rumieniec na twarzy. Chciałoby się go schować, ukryć, odciąć pragnienie od dłoni, która pragnie. Pragnie zbliżyć się do motyla. Ująć go w ciepło dłoni, ogarnąć ciepłem.
Kolano drży.
Motyl zaniepokojony zbliżającym się zagrożeniem coraz częściej trzepoce skrzydłami. Jakby gotował się do lotu. Do ucieczki.
Kolano drży. Sutki twarde, piersi napęczniałe. Wonność wilgotnego powabu roztacza się wokół. Spojrzenia kuszące spotykają się uciekając przed sobą w tej samej chwili.

Motyl odfrunął.

15 października 2009

Kropla - z Cyklu "ciało"

Kropla. Wyobraź sobie kroplę. Kropla delikatna. Kropla mała, skromna, niemal niewidoczna zatrzymała się na piersi. Zatrzymała się i czeka. Spogląda na świat wielki osadzając się bezpiecznie na delikatnym sutku. Tam jest dobrze. Tam jest miękko. Tam jest tajemniczo.
Lubię patrzeć na tę kroplę. To jak rosa poranna, gdy w ogrodzie na pachnącej trawie pijesz kawę i upajasz się blaskami słońca oblewającego Twoje ciało. Zamykasz wtedy oczy i wczuwasz się w każdy gest słońca, jaki czyni dotykając Ciebie z chwili na chwilę coraz goręcej.
A kropla nie opada. Jest wciąż wtulona w słoneczny pierścień wokół sutka. Zupełnie jakby miała tam być już na zawsze. Tam pozostać. Jej naprawdę z daleka nie widać. Musisz się zbliżyć. Ale spokojnie. Na palcach. Nie przestrasz jej, gdy drgnie ciało kropla spadnie. I nie wróci.
Dreszcze przywołują wspomnienie nagiego tańca. Gdy muzyka sama Ciebie oblewa, a Ty poddając się jej malujesz sobą obrazy. I smuga cienia, niewidzialnej pasji rozprzestrzenia się wszędzie tam gdzie sięga Twój gest. Masz zamknięte oczy. Wypatrujesz jedynie kolejnego pragnienia swego ja. Słuchasz oddechu i zmęczenia, szukasz kropli potu, docierasz do dźwięków, jakich wcześniej nie zauważyłaś. I tak z chwili na chwilę zmęczona, ujęta powabem szaleństwa wewnątrz Twego świata opadasz na brzeg ciszy. By spokojnie sunąc w delikatnej poświacie wyciszonych, uspokojonych dźwięków zasnąć.
Kropla na Twojej piersi zatraca już poczucie istnienia. Może to ciepło Twego ciała. Może jednak Twoja niestałość to sprawia, że kropla ledwie utrzymuje się na Twoim pięknym ciele. Nie wiem tego. Widzę jedynie jak ona opada. Wolno. Toczy się smugą, niemal niewidoczną smugą po Twojej piersi zbliżając się do brzucha. I tam gdzieś zanika. Podróż dobiegła końca.
Kropla znikła.

12 października 2009

Irracjonalnie

Irracjonalnie stawiam kroki bo racjonalność mi nie po drodze.
Irracjonalnie pukam, błądzę, szukam, rezygnuję. Po swojemu. Sama.
Irracjonalnie szczęśliwa jestem.
Irracjonalnie widzę piękno.
Irracjonalnych ludzi jest wielu.
Irracjonalnie.

Chwila czasem o wszystkim przesądza. Jedna chwila, niewidoczna dla oka, mała, skromna, delikatna. Jedna chwila nieuwagi lub uwagi. Chwila płomienna, spontaniczna, wyrozumiała... Jedna chwila może zmienić świat.

Obserwuj chwile.
Chwilę za chwilą i patrz.
Czy ta chwila ma zmienić Twoje życie?

10 października 2009

Wernisaż Aniołów Sztuki







Kochani,
Wernisaż Aniołów Sztuki odbył się i przeżyliśmy go w kameralnej, ciepłej, pełnej zadumy atmosferze. Na spotkanie przybyła jedna z Artystek Magdalena Magrzyk oraz zadebiutowałą odczytem kilku swoich poetyckich i prozatorskich tekstów Monika Burzykowska - Ambasadorka Warszawskich Aniołów Sztuki.
Warto kroczyć drogą serca!
Prezentuję kilka zdjęć, autorstwa Magdy Magrzyk, ilustrujących nasze spotkanie!!




Wernisaż prac Aniołów Sztuki grup kieleckiej i warszawskiej. W wernisażu będzie można poznać prace:
- Maryli Wierzbowskiej
- Moniki Hartman
- Agnieszki Łuczyńskiej
- Magdaleny Magrzyk
W trakcie wernisażu wysłuchamy wybrane utwory poetyckie Moniki Burzykowskiej.



Góra Kalwaria - Ośrodek Kultury, ks. Sajny 14
od 17 października, 15:00 do 17 października, 17:00
http://www.kulturagk.pl/dzialania/70
Wstęp wolny.
Ciepła atmosfera i skromny poczęstunek gwarantowane:)
Zapraszam !!!!

6 października 2009

100% normy

Stanęła.
Oparła się o ścianę, zamknęła oczy, dłońmi poprawiła sukienkę i urzeczona dźwiękami - osunęła się na schodek, na którym stała. Ogarniała ją cisza choć ta cisza nie była zbyt cicha. Samochody przejeżdżające obok kamienicy, głosy przechodniów, stukot szpilek, pojedynczy śpiew ptaków - to wszystko emanowało z ciszy. A ona słuchała.
Czas się zatrzymał. Bo czasu nie ma w ogóle. Ona sama decydowała kiedy jej czas się obudzi, kiedy zaistnieje, a kiedy zaśnie. Ona sama decydowała o krokach jakie stawiała. Sama decydowała kogo obdarzyć sobą, komu siebie odebrać. Sama decydowała, kto jest gotowy, a kto daleko jeszcze w swojej podróży. Wiedziała, że jej byt istnieje.

Radośnie.
Słysząc te dźwięki radośnie ujmowała samą siebie. Delikatnie otulała siebie dłońmi. Uśmiechała się. Miała zamknięte, a jednak uśmiechnięte oczy. Miała dojrzałą skórę, widoczne były ślady wieku, niemniej bił z jej twarzy radosny blask. Biło ciepło, dobroć, emanowała jej twarz radością. Nie! To już nie tylko radość! To szczęście!

Szczęście.
Pisanie o trudach człowieczych nie jest niczym nowym. Skołatane serca osób są częścią życia. Nie jest niczym nowym wspieranie osób znanych. Modlitwa, mantra, cokolwiek. Przekroczenie granicy jest czymś nowym. Świadome przekroczenie granicy we własnym wnętrzu, we własnym doświadczeniu. Świadome przekraczanie TAK i NIE. Świadome kreowanie istnienia. Tu właśnie pojawiło się szczęście, gdy zaczęła się świadoma reakcja na siebie, na świat, pełna akceptacja, konsekwencja otwarcia na inność i odmienność. Szczęście zjawia się tu gdy wspierać zaczyna się kogoś nieznanego i znanego, gdy akceptacja dotyka każdego skrawka istnienia, gdy świadomość unosi nas ponad nas samych.

Minął czas.
Gdy kumulacja myśli dobiegła zenitu - eksplodowały radości w jej wnętrzu. Coraz bardziej spokojna w oczach innych - coraz silniejsza i stanowcza stawała się w środku. Szczęście nie uczy tkliwego użalania się, pielęgnowania smutku. Szczęście to stanowcza decyzja i konsekwentne w niej wytrwanie.

Decyzja?
Tak! Decyzja!

2 października 2009

Granice - wybory

Po lampce wina człowiek się staje bardziej odważny. Po kieliszku wódki, narkotykach, różnych sposobach na życie - jest łatwiej, prościej, bardziej bez rumieńca na twarzy. Wtedy można beztrosko malować, śpiewać, pisać, tworzyć. Wtedy można oddawać się nieskończoności doznań. Spontaniczność płynie w żyłach jak wodospad, doznania wzmożone, wielkie, nieokiełznane.
A co wtedy gdy jest świadomość?
Gdzie są granice? A gdzie decydowanie? Które granice przekraczać, a które stanowią jedynie terytorium bezpiecznego azylu?
Kiedy granica jest efektem niemocy, a kiedy świadomego wyboru?