Gorący lód pali. Zanurza się wolno. Zanurza się coraz bardziej.
STOP!
Tak nie można! Ciało świątynią jest! Nie jest obiektem!
Ciało jest pięknem, wytworem artysty, darem, pragnieniem.
Uszanujmy ciało...
Drobna bryła lodu leży nieruchomo. Odbija się w niej blask świeczki. Jest półmrok. Czasem jaśnieje, czasem ciemnieje. Gdy oddychasz mocniej czuć falowanie płomieni. Lód leży. Maleje. Z chwili na chwilę tworzą się pojedyńcze krople niczym poranna rosa. Krople spływają po wargach. A Ty patrzysz. Krople oplatają wargi. Zimno i gorąco. Skrępowana zaczyna się wić w sobie.
Bryła lodu maleje.
Krople przenikają do wewnątrz.
Wpatrujesz się w krople.
Oddychasz.
Oddycha.
Wargi drętwe od zimna, rozpalone od chwili.
Nieustanne oczekiwanie.
Powoli zbliżasz sie ustami do bryły lodu. Czujesz ją. Obejmujesz ustami i delikatnie prowadzisz po jej ciele. Bryła się topi. Topi się. I... Już jej nie ma. Są krople rosy. Każdą delikatnie wyczuwasz i obejmujesz ustami. Każdą pochłaniasz z największą czułością. Ona się wije. Zbierasz kroplę za kroplą. Z jej ust. Z jej wnętrza. Z jej piękna. Szaleje. Zachłannie ogrzewasz ją. Kroplę. Ostatnią kroplę.
Stało się.
18 października 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Moniko - ciało i kropla sa u Ciebie zawsze razem...ta kropla zawiera WSZYSTKO w sobie:) pięknie.
OdpowiedzUsuńBea:):):)
OdpowiedzUsuńOby to nie był ocean, bo potop nastąpi:)
Jak rozkoszy to warto:)
OdpowiedzUsuńHihihihihihi
OdpowiedzUsuńInaczej to w ogóle mowy nie ma:D