5 grudnia 2009

Podsumowanie

Należało się spodziewać podsumowań. Kilka dni temu przecież rozpoczęłam nowe życie.

Często ulegamy złudzeniu, że "życie takie poprostu jest". I tu zaczyna się istnienie pozbawione sensu. Niczego nie zmieniasz bo tak trzeba, bo takie jest życie i masa innych wytłumaczeń, którymi obwarowujesz swój własny świat. A prawda jest taka, że się zwyczajnie boisz. Boisz się zmienić swój los i wziąć zań pełną odpowiedzialność. Boisz się podjąć kolejną decyzję, która zweryfikuje te poprzednie. Boisz się bo brak Ci pewności siebie, poczucia bezpieczeństwa. A brak Ci ich bo brakuje w naszym wspólnym świecie miłości.

Poddaliśmy się wszechogarniającemu kultowi materii. Przestaliśmy zabiegać o siebie wzajemnie, o drugiego człowieka, zaczęliśmy natomiast zabiegać o posiadanie. Niczego nowego nie wymyśliłam. Toć Szekspir jasno nas zapytał - mieć czy być? Nie pytam o tych, których ziemski czas dobiegł końca. Pytam o to co tu i teraz dzieje się między nami. Czy ten jednolity, firmowy mundurek globalnego zadupia daje nam poczucie bezpieczeństwa?

Nie jestem od wymyślania czegoś nowego. Nie w tym moja siła. Nie na tym polega moja podróż. Jeden jest od tworzenia, drugi od zamiatania. Każdy pełni ważną funkcję. Czytając wszystko co piszę nie szukaj myśli nowych bo ich tu nie ma. Są to myśli powszechnie znane, według mnie wartościowe, testowane na mnie przeze mnie, a następnie przetransponowane na język logiki. Ważne jest wiedzieć kim się jest. Ważne jest wiedzieć jakie zadanie mamy do spełnienia. Ważne jest zdać sobie sprawę z odpowiedzialności, która łączy się z odnalezieniem własnej drogi i kroczeniem nią.

Walka? Rewolucja? A cóż one dają? Co nowego wnoszą? Od zarania obala się stare systemy, żeby wprowadzić nowe. Od zarania te rewolucje wprowadzają głównie zniszczenie. Od zarania ci, którzy stają na piedestale stają się "nimi", do "nas" bowiem już nie należą. A mimo to ludzie i tak wciąż żyją rytmem rewolucji.

Dwoje ludzi. Przeżyli ze sobą większość życia. Są starzy. Deprecjonują się odzierając z najdrobniejszej ludzkiej godności. Sensem ich życia jest zadanie większej rany niż przeciwnik. Życie to ring. Im więcej ran po drugiej stronie tym lepiej. Jednak nie rany są najbardziej bolesne ale ich wiara w to, że tak musi być.

Uśmiech, radość, szczęście to na pewno łatwe życie dziedziczki albo jej totalnie głupia naiwność. Nie ma innego wytłumaczenia. Niech więc ona sobie będzie naiwnie szczęśliwa, a ja wróce do realności. Tam mi lepiej. Tam mogę ubolewać nad własnym losem i zawsze znajdę kompaniona użalania się nad sobą. A jak trzeba to komuś dupę obrobię, ocenię zgodnie z prawdą obiektywną wyroczni i będę ustatysfakcjonowany, że są bardziej przegrani ode mnie ludzie na świecie. To taka autoterapia.

Marzenia są po to by wiedzieć kim się jest. W tym rozżalonym świecie Twoich niepowodzeń to jeden z nielicznych znaków Twojej twórczej i sensownej egzystencji. To one pokazują Ci kierunek, drogę. To one ukazują świat, w którym Ty jesteś szczęśliwy. Zawsze gdy tylko się tam udasz. To tu czujesz się dobrze i bezpiecznie, nabierasz sił do przekraczania siebie. Tutaj, w świecie Twoich marzeń doświadczasz piękna i dobra. Marzenia są po to byś zobaczył kim naprawdę jesteś. Nie kim możesz być, jeśli... lub pod warunkiem... Ale kim już jesteś.

Miłość? Ty już wszystko wiesz o miłości, ale oczywiście najbardziej wiesz, że jej nie ma no i masz w tym zupełną słuszność. Kilka niepowodzeń, brak pracy nad własnym "ja" i mamy teorię gotową. Można ją jeszcze okrasić negacją, buntem wieku dojrzewania, terrorystycznym prawem do wyznaczania tez i prawideł świata i mamy gotowy ładunek energetyczny. Miłość nie istnieje!
Cóż - w Twoim życiu pewnie nie. Nikt Ciebie przecież nie będzie zmuszał do miłowania. Na tym polega istota miłości - na wolnym wyborze.

Spoglądam na stare życie i widzę je nowymi oczami. Przemieniam kolory, cienie, myśli. Mam poczucie kompletnej metamorfozy. Spotykam się z moimi marzeniami. Niegdyś wywoływały we mnie oceany łez. Dziś spotykam się z nimi spokojnie, podaję dłoń, witam się z nimi i cieszę, że są bo na nowo mam szansę spojrzeć im w oczy. Dziś spoglądam na siebie, na Ciebie i widzę jak niegdysiejsza intuicja dziewczęcia walczącego o własną wolność i niezależność dziś zbiera wieńce laurowe za wytrwałość i za świadomość. Widzę pięknego łabędzia, który olśniewa nie tym, że jest piękny, ale tym, że to piękno chciał w sobie dostrzec.

Starość daje nam podpowiedź. Nasza twarz pokaże nam kim jesteśmy już dziś. Twoja twarz... co ona chce pokazać światu za następne 30 lat?

2 komentarze:

  1. ech Moniko masz dylematy.. odpowiedzialność .. czy embrionalizm :) oto jest pytanie .. odpowiedź jest jedna .. zdecydowanie odpowiedzialność .. albowiem tylko człowiek odpowiedzialny za siebie za siebie i innych jest człowiekiem wolnym......

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziekuje za komentarz:)
    Slowa moje nie sa jedynie slowami ode mnie i o mnie. Sa zapiskami obserwacji. Mysle, ze kazdy moze w nich znalezc siebie.
    Serdecznosci

    OdpowiedzUsuń