30 sierpnia 2009

Pakiet lustrzany

Od lat twierdzę, że miłość nie jest małostkowym, szalonym uczuciem. Od lat doświadczam, że to jest jak powietrze - byt wszechogarniający, którego wartość zaczynamy określać wówczas dopiero gdy doświadczamy jego brak. Codziennie jednak poszerzamy dziórę ozonową przez nasze wygodnictwo i zaniedbanie.

I choć pewnie nigdy miłość nie stanie się celem dla większości z nas. Choć prawdopodobnie ci, któzy uznają miłość jako swój główny, życiowy cel określeni są mianem idiotów. Chociaż prawdopodobnie odkładamy kwestię miłości na później jak życie i śmierć, jak przyjaźń i dobro, to ona niezmiennie pozostanie dla nas najważniejszym powodem, dla którego warto żyć. To prawdopodobnie do niej tęsknimy i jej pragniemy gdy czujemy się niezrozumieni i odrzuceni. O niej marzymy w młodzieńczych latach, a pocztówki z zakochanymi nie są dla nas powodem do seksistowskich zachowań tylko do rozmyślania o doskonałej, czułej, pełnej ciepła relacji dwóch osób, które za sobą pójdą w ogień. To właśnie jej nam brakuje w codzienności i prawdopodobnie przez niepoważne jej traktowanie sami sprawiamy, że nasza codzienność staje się szara i bezduszna.

Jesteśmy zwyczajni. Jesteśmy niedoskonali. Jesteśmy zatroskani. Mamy dobre serca i piękne wnętrza. Nosimy w sobie pragnienie szczęścia i miłości. Nie chcemy być samotnymi okrętami. Często jesteśmy wrażliwi, bojaźliwi, z różnych powodów nie dostosowani do zasad jakie dla uporzadkowania społeczeńśtwa - sami wymyśliliśmy i uznaliśmy za słuszne. Czasem więcej jest w nas prostoty, czasem zaś ułudy. Każdy choć tak podobny - jest zupełnie inny. A genotyp wcale nie określa kim się staniemy mając lat 15, 20, 30 czy więcej.

W tej bezkresnej różnorodności chcemy się odaleźć.


Uroda, barwa głosu, gest, i wszelkie inne przymioty zatrzymują na sobie uwagę potencjalnych partnerów. Ulegamy często fascynacji. To dobrze. Tym sposobem dane nam jest poznać nie tylko tychże partnerów ale przede wszystkim samych siebie. A każdy kolejny krok stawiany przez nas, każda relacja międzyludzka, ryzyko jakie podejmujemy - uczy nas tego co jest dla nas ważne, czego pragniemy, kim jesteśmy, na co możemy "przymknąć" oko, a co jest dla nas niepodważalnym, życiowym priorytetem.

A każdy przechodzień - jest naszym odbiciem.

Nigdy, nikogo nie spotykamy przypadkowo. Sami bowiem decydujemy kogo i w jakim stopniu chcemy poznać. I wcale nie twierdzę, że czynimy to świadomie. Często lata dojrzewania, kształtowania; gdy konwenanse, zasady, społeczeństwo, rodzina, bezsilność codzienności zabijają w nas nas samych - gubimy po drodze informację - kim jesteśmy - sami wówczas nie potrafimy dokonywać świadomych wyborów. Może właśnie jedyną wówczas drogą jest wkraczanie w kolejne relacje podejmując ryzyko po to by zacząć poznawać siebie? Może to jest jedyna droga do odarcia się ze społecznych skorup, z ogólnie przyjętych zasad, które mają jedynie pomagać wspólnie funkcjonować, a nie nakładać na nasze jakże barwne osobowości kajdany zależności. Może drugi człowiek nie jest tym co mamy zmieniać, dopasowywać, ale tym co mamy odkryć w sobie dzięki niemu?

Tak często tracimy wiarę w ludzi, w sens życia, miłości właśnie dlatego, że zostaliśmy poranieni przez ludzką niedoskonałość. Czemu jednak oczekujemy doskonałości? Czemu otwarci jesteśmy na przyjmowanie dobra, łagodności, oddania, a tak trudno nam przyjąć odejście, zdradę, nieprzewidziane słowo? To także jest dar. Trudny i niechciany, lecz dar, który z brzydkiego kaczątka może się w naszych sercach i rozumach przeistoczyć w pięknego łabędzia.

Obserwując każdego dnia Przechodniów mojego życia widzę jak łatwo cierpią na niedoskonałość swoich bliskich i jak bardzo chcą ich zmieniać, dostosować do siebie. A przecież taka postawa wyklucza wolność drugiej osoby, świadczy o braku akceptacji z naszej strony. A czy miłość bez wolności i akceptacji w ogóle istnieje?
Czyż zatem naszym zadaniem nie jest przemiana nas samych w ramach naszej, indywidualnej, od nikogo nie zależnej wolności? Czyż nie osiągniemy pełni szczęścia właśnie w chwili gdy bezgranicznie akceptując siebie - zaczynamy przemieniać w sobie cierpienie zadane przez kogoś nam bliskiego w piękny kwiat miłości? Czyż nie tym właśnie jest miłość? Pokonaniem niedoskonałości i akceptacją w zupełnej wolności?

Kim jest zatem mój lustrzany pakiet?
Ten, który będąc mi odbiciem - będzie mi towarzyszem na drodze MIŁOŚCI?
Kim jest Twój pakiet?

2 komentarze:

  1. Mój pakiet lustrzany jaest mną, choć nie do końca, bo w innych fascynują mnie niektóre cechy, których mi brak :)

    OdpowiedzUsuń
  2. I o to chodzi mi w lustrzanym odbiciu:)
    Może "braki" są jedynie talentami, które właśnie można zacząć rozwijać...
    Ściskam Miłko pięknie i dziękuję za słowa!!!

    OdpowiedzUsuń