7 czerwca 2009

Czas

Kiedyś myślałam, że wystarczy dobra wola aby się porozumieć, znaleźć wspólny temat i potrafić bez końca o nim rozmawiać. Myślałam, że jeśli ludzie się spotykają i dobrze im razem na początku to oznacza, że na zawsze dane jest im aby żyli w tym pięknym spotkaniu. Pisałam listy, odbywałam długie rozmowy, uczyłam się człowieka, zadawałam pytania, mówiłam co sama sądzę. Czasem natrafiając na osobowość, która funkcjonując podobnie do mnie - odnajdywała się w owym sposobie istnienia. Czasem jednak traciłam szanse, odstraszałam człowieka, który nie był skonstruowany podobnie do mnie i choć w początkowej fazie znajomości było nam pięknie to jednak dość szybko okazywało się, że jesteśmy odmienni. Wówczas następował etap zmian. Każdy podświadomie chcąc zachować piękno początku na siłę chciał zmieniać drugą osobę by ten piękny czas utrzymać jak najdłużej. Wierzę, że każdy w takim momencie pragną dobra i piękna, nikt nie chciał się ranić.

Budząc się jednak z dnia na dzień dane mi było poznawać różne osoby, sposoby pojmowania, funkcjonowania, myślenia. Zaczęłam przyglądać się temu co odmienne. Okazało się i wciąż się okazuje, że to co inne wcale nie jest złe. Jest piękne, pasjonujące, emocjonujące właśnie dlatego, że egzotyczne, nieznane, nowe. Kultura, w jakiej się wychowałam jednak stawia znak równości pomiędzy tym co inne i tym co złe. Kiedyś tak żyłam i sądziłam, że myślę zupełnie słusznie. Dziś wiem, że zmarnowałam dzięki takiemu sposobowi pojmowania odmienności wiele lat fascynacji życiem, światem, człowiekiem.

Odmienność jest piękna. Niemniej jednak w relacjach międzyludzkich trudna. Wciąż bowiem powstaje w nas to pragnienie zmiany drugiego człowieka, zrobienia z niego modelu bliższego naszym oczekiwaniom. Ale potem się okazuje, że to nie może się udać, że powstaje frustracja i niezadowolenie. Bo ileż można żyć nie będąc sobą? Każdy potrzebuje przestrzeni wokół siebie i w sobie samym aby mógł istnieć sobą i siebie tworzyć, kreować.
Czasem różnica między ludźmi polega na różnym stopniu dojrzałości, czasem na różnicach kulturowych.

Co począć z takim stanem rzeczy?
W mojej filozofii drogi są przechodnie i są różne stopnie dojrzałości. Zatem widząc brak porozumienia, zbyt wielką liczbę różnic w najistotniejszych kwestiach - powinnam chyba stać się przechodniem. Dać tyle ile mogę, zaczerpnąć tyle ile mi chcą ofiarować i pójść dalej swoją drogą. Nie jest przecież przesądzone, że te same osoby się nie spotkają. Może się spotkają, ale będąc już sobie o wiele bliższe. Ileż jest małżeństw, które schodzą się po latach? Czy to nie jest delikatnym przykładem na ów wspólną drogę, która czasem wymaga bycia jedynie przechodniem? Tym sposobem dajemy sobie szansę spotkania nowych istnień, któer ubogacą sobą nasze życie, i których życie my możemy ubogacić.

Zatytułowałam ten wpis "Czas" bo ma to ogromne znaczenie według mnie. Filozofia drogi bowiem daje czas na dojrzewanie poprzez własną podróż, autorefleksję, medytację życia i własnego istnienia. Jednocześnie czas powszechny, który sprawia, że - w moim przypadku - kraj katolicki w którym żyję, z jasno określonymi zasadami staje się powoli krajem zachodnim wyzutym z zasad wyższych, opierającym się jedynie na zasadach tworzonych na bazie wiedzy. To wielkie uproszczenie sprawia, że żyjemy w świecie obrazków, tempa, ładności i wszelkich dóbr, bez których rzekomo nie potrafimy żyć. W takich okolicznościach trudno sobie zdać sprawę z faktu, że autorefleksja jest nam w ogóle potrzebna.
Darzę szacunkiem religie i filozofie, w których można znaleźć coś dla siebie. Nie jestem zwolenniczką skrajności, gdyż one zawsze pozbawiają nas czegoś, zawsze są postawą "wiem na pewno", której nie lubię. Niemniej jednak piękne jest, że różnorodność tychże filozofii i religii jest szansą na prowokowanie serc i umysłów do refleksji nad sobą i swoim życiem.

A tytułowy "czas" jest jakby nieistnieniem. Sami tworzymy jakieś miary po to aby mieć punkt odniesienia. To dobrze. W ten sposób możemy określać kolejne kroki na naszej drodze rozwoju, kroki czyli cele, środki i efekty jakie chcielibyśmy osiągnąć. Smutne jest jednak, że bardzo upraszczamy ów czas, bo na siłę chcemy zaufać licznikom, jednostkom miary. Na siłę chcemy uznać, że pytając o wiek - wiemy kim jest rozmówca. Na siłę chcemy wierzyć, że podając swój rozmiar i wagę - określimy stopień naszej atrakcyjności. Te mierniki bardzo upraszczają istotę ludzką, która zawsze jest indywidualnym istnieniem.

Dla mnie czas to jest właśnie krok. Stawiam jeden krok i przyglądam się co następuje w wyniku tego działania. Jeśli cel jest osiągany to dobrze. To dla mnie oznacza, że mam trwać na tej drodze. Jeśli jednak mój krok rani moje stopy, wywołuje cierpiętliwy grymas na mojej twarzy - zaczynam się zastanawiać czy chcę dalej podążać tą drogą. Bo może to jedynie pierwsze reakcje na podłoże, a może droga jest faktycznie niewłaściwa. Przyglądając się efektom mogę zadecydować czy iść do przodu czy wstecz. Co także będzie kolejnym krokiem. Zatem czas jest dla mnie, a nie ja dla czasu.

Czy się spotkamy, czy nasze czasy są kompatybilne, czy wreszcie nasze drogi mają się przeplatać bo to spotkanie ma nam coś dać? To są pytania które zawsze warto sobie zadać. Ja je sobie zaczynam zadawać coraz częściej. Wiedząc jak wiele zaniedbałam poprzez życie w filozofii "odmienne=złe" teraz bardziej uczciwie chcę podejmować dyskurs z samą sobą by nie ulegać stereotypowi, a przyjżeć się dogłębnie sytuacji w jakiej jestem.

Tobie Przechodniu :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz