10 września 2009

Wystawa słów

Zdjęłam bransoletę i usiadłam pomiędzy poduszką i prześcieradłem.
Teraz siedzę.
Zastanawiam się kim jesteś. Czarem myśli czy bluźnierczym pożądaniem. Jesteś kobietą czy mężczyzną?
Patrzę w Twoje oczy i Ciebie słucham. Opowiadasz mi siebie jakbyś jedyne życie miał i właśnie je kończył. Mówisz o sosnach, dzieciństwie, krwi i śpiewie. Milczysz czasem. Wtedy Twoja dłoń łapie zapalniczkę. Nie ma! Kieszeń. Wstajesz. Odwracasz się. Znajdujesz. Papieros w drugiej dłoni czeka niecierpliwie. Zapalasz.
Uśmiechasz się mimowolnie bo dobrze Ci ze mną. Bezpiecznie. Bez formy.
Salwa słów bije drobiny powietrza pomiędzy nami. Wątki przewijają się bez końca i postoju. Wciąż Ty jesteś autorem mojej twarzy i myśli.

Śpię.
Szarość snu sprawia, że natychmiast wyjmuję go z pamięci, odstawiam na półkę, której nie sprzątam, budzę się i żyję. Wsiadam w auto. Odruch. Kolejność wydarzeń. Gonię. Nie słucham. Słyszę istotę. Na prawo pola, maki latem, wiosną odbicie słońca.
Jestem. Tworzę. Wracam.
Wchodzisz we mnie spokojnie. Widzę twarz. Czuję smak i zapach. Szał. Płyn. Wzajemność szczegółów myśli. Wino. Ponownie. Inaczej. Nie widzę już Ciebie. Zaufanie. Obłęd westchnienia. Falowanie. Wrzask. Fenomen gorąca i zimna pasji.

Każdy ma swoją prawdę. Malujesz jej oblicza bo potrafisz, ja robię zapiski.
Kochać mogę byle kogo bo byle człowiek chce miłości. Jak gar zupy po kilku dniach bez jedzenia.
Niełatwo jest mówić i żyć nie jest łatwo. Czując moje ciepło mówisz. Sekrety, tajemnice. Opowiadasz i tworzysz. Oddajesz się im jak w chwili spijania nektaru miłości. Oceniasz. Tak bardzo boisz się oceny. Oceniasz.
Uśmiechasz się niepewnie. Bez jadu i bez blasku. Wciąż opowiadasz mi swoje historie.

Tańczę.
Nie zaprosiłam jeszcze nikogo. Tańczę nago. W blasku świec, ciemności, dnia. Zwyczajnie. Przy muzyce tańczę. Czuję ją więc tańczę. Śpiewałam. Już tańczę. Tylko.
Powtarzam się. Tak. Wiesz czemu?
Bo wciąż pojawia się nowy byt do kochania. Kolejny obdarty ze snu, z miłości. Kolejny twardziel pozbawiony duszy. Najczęściej zbyt mądry by zwyczajnie zacząć słuchać i przyjmować.
Niebo. Wschód i zachód. Szelest pragnień i tęsknota za złudzeniem. Złudzenie absolutem zaś jest realnym. Znasz nierealny absolut?
Ty odejdziesz. Już słyszę rzepę, kurtkę.
Za chwili ktoś zapuka.

Tym razem to ja opowiadam.
Kolory i kształty opowiadam jakbyś ich nie widział. Nie widzisz ich.
Badasz moje ciało. Głos myśli już znasz. Oczy Twoje patrzą na mnie wnikliwie. Bez urazy, skrępowania. Patrzą. Ta przestrzeń między szyją i stopą. Ona wzbudza Twoją ciekawość. Wąskie usta potem.
Opisuję niebo w deszczowy dzień i słoneczny, taki gdzie nieba niemal nie widać.
Ciemno już. Prowadź. Nic nie widzę.
Światło w łazience. Przepalona żarówka.
Zapomniałem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz